Tęsknimy niekiedy do takiego stanu, w którym polska humanistyka szczyciłaby się aktywnymi szkołami naukowymi. Nie tu miejsce, by rozwodzić się nad ich pożytkami. W zgodzie z moim światopoglądem mam tu na myśli marksistowskie szkoły naukowe. Odeszliśmy już przecież od topornego wyobrażenia, iż przyjęcie tej samej platformy światopoglądowej oznaczać ma uniformizację poglądów w każdej istotnej sprawie. Marksistowskie środowisko naukowe nie jest wyjęte spod działania marksistowskiej zasady jedności i konfliktu przeciwieństw.Z wielbienia i reklamowania twórczości własnej oraz dzieł przyjaciół nie rodzą się jednak szkoły, lecz jedynie kapliczki. Nie do takich cenacles tęsknimy. Czy pamiętamy, że wielkie szkoły naukowe określały się w opozycji do innych? Bez żywych i ostrych starć intelektualnych nie jest możliwe stworzenie aktywnych i twórczych szkół. Kto zatem pragnie partycypować w autorytecie wielkiej szkoły naukowej, niechże się godzi na to, iż jej autorytet wyrasta w sytuacji, w której nieustannie oceniamy innych i sami jesteśmy oceniani; inaczej szkoła nie jest szkołą, a jej autorytet pozorny.