Jest jednak jeszcze inna dziedzina krytyki naukowej szczególnie ważnej, bo zwyczajowo korzystającej z prawa do większej ostrości sformułowań i szczerego mówienia prosto z mostu, niż się go przyznaje krytyce drukowanej; jest to bezpośrednia konfrontacja opinii i argumentów w dyskusji na zjeździe, seminarium naukowym, sympozjum czy kolokwium. Oczywiście pod warunkiem, że nie są to przedsięwzięcia z dziedziny modnej dzisiaj tzw. turystyki naukowej, pod warunkiem, że toczy się na tych spotkaniach dyskusja naukowa. Miesza się u nas niekiedy z dyskusją tzw. wypowiedzi, a przecież nie są dyskusją recytacje przygotowanych z góry, zaokrąglonych — by nikogo nie obrazić — frazesów. Takie konferencje przypominają XVIII-wieczne francuskie akademie naukowe: „dobre dziewczyny — jak mówił Wolter — które nigdy nikomu nie zrobiły krzywdy”. Nie wyrządzają krzywd, ale i pożytek z nich najczęściej niewielki.